Smaki Pogodzinach :: Blog

wstecz 1 2 3 4 dalej

Truskawki i całowanie - co łączy te dwie przyjemności?

03 czerwca 2012

Truskawki i całowanie. Nie, nie chciałam powiedzieć, że wspólną cechą jest słodycz. Ale bardzo często kupuję truskawki w sezonie, kupuję i zjadam od razu, zapominając w drodze do domu, co chciałam z nimi zrobić. Albo kupuję, bo właśnie przejeżdżam koło pani stojącej na chodniku z kilkoma łubiankami. Pierwsze truskawki muszę dokładnie obwąchać, upewniając się, że są prawdziwe, że pachną truskawkami, że są jeszcze kwaskowate. Każdą truskawkę zjadam z namaszczeniem. Wraz z upływem czerwca, jem je coraz łapczywiej, pazerniej, bo wiem, że za kilka tygodni pozostaną po nich dżemy i inne przetwory w słoikach lub wersja mrożona. To tak samo, jak z całowaniem. Szczególnie w lecie. Truskawki kojarzą mi się z letnimi pocałunkami. Czy zdarzyło Wam się kiedyś całować kogoś, właściwie będąc już lekko zmęczonym tą przyjemnością, ale świadomość tego, że osoba, z którą się całujecie, niedługo zniknie z horyzontu, nie pozwalała Wam przestać? No właśnie. Do takich wspomnień fajnie czasami wrócić...

Nutella domowej roboty musi być zdrowa

31 maja 2012

Teściowej nie mam, ale mogę sobie wyobrazić, jaki ból sprawia stwierdzenie Twojego własnego dziecka, że zupa pomidorowa, placki ziemniaczane, kotlety, ciasto truskawkowe, lub chociażby płatki kukurydziane z mlekiem podane przez Babcię są lepsze niż Twoje. Nie chcę utrudniać sytuacji mojej bratowej, ani rywalizować ze swoją własną matką o prym w kuchni, lub o to, za czyim jedzeniem będą tęsknić moi bratankowie w chwilach dokuczliwego głodu, lub kiedy, jako dorośli mężczyźni, będą porównywać umiejętności kulinarne swoich partnerek ze zdolnościami swojej mamy, babci czy cioci... Postanowiłam jednak ambitnie podejść do Dnia Dziecka i zakasałam rękawy. Na pierwszy rzut idzie Coś Słodkiego, czyli nutella domowej roboty.

Truskawki i tequila, czyli przepis na niedzielne szczęście

28 maja 2012

Tym razem miał być piknik, najlepiej daleko od domu, tak żeby móc się przejechać rowerem po mieście, dziwnie opustoszałym zeszłej niedzieli. Wstaję dość rano, jak na niedzielę, nie przed 6 rano, ale na teleranek bym zdążyła. Wstaję z nieodpartą ochotą na zrobienie ciasta i jakiejś sałatki na piknik dla kilku osób. Zapraszam sms-owo, na razie nikt nie odpowiada, więc idę do sklepu po niezbędne zakupy. I tu się okazuje, że tatarak, który widziałam w piątek na targu, był tam z konkretnego powodu: niedziela to Zielone Świątki, więc roślina o tej wdzięcznej nazwie ta – ta – rak , oraz inne zielstwo mające zapewnić obfite plony były tego dnia bardzo na miejscu. Zakupów zero,lodówka pustkami świeci. Robię więc kawę, żeby zapomnieć o głodzie. Myślę też sobie, że taka nieplanowana głodówka dobrze mi zrobi. A jak jeszcze na basen pójdę, to całkiem mi te Zielone Świątki na zdrowie wyjdą.

Rabarbar Double Bill

26 maja 2012

O rabarbarze już było, ale lato to jedyny okres, kiedy spożycie tego warzywa wzrasta wprost proporcjonalnie do temperatury powietrza na zewnątrz. Wzrasta, potem utrzymuje się na dość wysokim poziomie, następnie się lekko przejada, żeby na koniec odejść w zapomnienie przez następne, dłużące się pory roku. Obecnie jestem w fazietotalnej rabarbarowej zajawki.


Rabarbar Double Bill

O rabarbarze już było, ale lato to jedyny okres, kiedy spożycie tego warzywa wzrasta wprost proporcjonalnie do temperatury powietrza na zewnątrz. Wzrasta, potem utrzymuje się na dość wysokim poziomie, następnie się lekko przejada, żeby na koniec odejść w zapomnienie przez następne, dłużące się pory roku. Obecnie jestem w fazietotalnej rabarbarowej zajawki.

Jabłczanka i chutney z rabarbaru, czyli przygotowania do lata

21 maja 2012

Przy okazji pisania, rozmów z blogerkami gotującymi i piszącymi o jedzeniu i restauracjach uczestniczącymi na Food Blogger Fest zorganizowanym przez portal ugotuj.to, zdaję sobie sprawę, jak niesamowitą przestrzenią jest blogosfera kulinarna, w Polsce i na całym świecie. Ludzie wymyślają przepisy,pamiętają dania z dzieciństwa, odkrywają smaki podróżując po świecie, lub nie wychodząc z domu, czytają, przeglądają przeróżne blogi, inspirują się i gotują. Dzielą się pozytywną energią. Czasami nie ogarniam tego i nie wiem, czy chcę ogarniać, jak daleko może zajść czyjś przepis, ile osób może uszczęśliwić, ile dobrych emocji wzbudzićJabłczanka, która zjadłam w zeszły weekend była bardzo przyjemnym przeżyciem i minipodróżą do dzieciństwa. Chutney, który otworzę za miesiąc, może przenieść mnie i osoby, które nim poczęstuję, w nieznanym nam jeszcze kierunku. 

O zmianie stylu życia, słoikach Wecka, alergiach pokarmowych i pysznych dżemach

12 maja 2012

Niedawno pisałam o Ani Bieluń i jej zajawce na naturalne mydełka, tak silnej, że dziewczyna prawie z głodu przymierała, ale pachnące i pięknie pieniące się mydełko musiało zawsze być na swoim miejscu. Moja znajoma Deborah też miała podobną fascynację dżemami. Ledwo jej na czynsz wystarczyło, ale co tydzień lub dwa, w zależności od ilości osób uczestniczących w jej barwnych, czasami egzotycznych, slowfoodowych śniadaniach lub kolacjach, wybierała się na Borough Market w Londynie, żeby tam po raz kolejny ulec pokusie zaopatrzenia się w dzikie ilości dżemów takich dostawców jak Rubies in the Rubble czy Westcountry Preserves. Połączenia dobrze znanych mi owoców z egzotycznymi alkoholami wywoływały zdziwienie przechodzące w ciekawość, a podane na świeżym chlebku w towarzystwie wyśmienitej kawy nigdy nie rozczarowały.

Co zrobić z mlekiem, jak się zsiądzie

08 maja 2012

3 maja, dzień wolny od pracy. Ciężarna przyjaciółka z rodziną ma ochotę na wizytę na wsi, na łyk świeżego powietrza, na swojskie jedzenie i spacer wzdłuż jeziora Mytycze. Gości trzeba czymś poczęstować, czymś dobrym, smawitym, czymś sycącym.. Sklep zamknięty, na szczęście, bo opcja szybkiego zakupu czegoś słodkiego odpada. Smażymy racuszki.

Slowfoodowa królowa jest tylko jedna

06 maja 2012

Moja mama jest niekwestionowaną królową slow foodu w rodzinie. Nigdy w życiu nie kupiła ciasta na święta, imieniny czy inne uroczystości rodzinne. Zawsze piecze swoje. Ja uwielbiam jej zupy, szczególnie tewielopokoleniowe, które najlepiej smakują na wsi: jabłczanka z ziemniakamikrupnik z kaszy gryczanej i ziemniaków ze słoniną i cebulką, zacierka, czyli zupa mleczna z kaszy jaglanej z kluskami skubanymi, czy ta z ziemniakami okraszona słoniną. Dlatego kiedy słyszę o sałaciance-szczawiance, wiem, że będzie to hit weekendu majowego.


Słońce, lato, wysokie temperatury, lepiąca się skóra i chęć na kolejny prysznic dnia...

04 maja 2012

Lato w pierwszej fazie, czyli jeszcze kalendarzowa wiosna, a parki miejskie już upstrzone paniami w bikini, panami z gołymi klatami, zestaw skarpetki i sandały w jednym, koce, skóra lekko przypalona, dymek z grilowania unoszący się z ogródków lub balkonów... I coś, za czym nigdy nie tęsknię, ale co jest mi tak bardzo dobrze znane. Jeszcze z czasów dzieciństwa. Zapach, którego nigdzie indziej na świecie nie czułam tak intensywnie, jak w Polsce. To zapach kilkudniowego potu. Cóż, zaczyna się nieprzyjemnie, ale przyznajcie sami, że wiecie, o czym mówię, szczególnie jeśli podróżujecie miejskimi środkami transportu. Ludzie w Polsce się nie myją.

Słów kilka o kuchni Surf'n'Turf i o podróży dookoła świata w jednym talerzu

19 kwietnia 2012

Co wiecie o kuchni Surf'n'Turf? Z czym Wam się to kojarzy? Mi na pewno z morzem, z falami, z morską bryzą, wiatrem, słonym smakiem, spacerem po plaży, jedzeniem serwowanym w nadmorskich restauracjach i pubach.... I z krowami pasącymi się gdzieś na łące, z czymś bardzo treściwym, prostym, a zarazem wyszukanym, egzotycznym dla polskiego podniebienia.

Pad Thai, czyli podróż do Tajlandii z Arturem Grajberem

19 marca 2012

Warszawski Sheraton. Lubię tę okolicę. Plac Trzech Krzyży, z którego można pójść w tyle fajnych miejsc, w tyle różnych kierunków. Można zbiec w dół Książęcą, przejść się Mokotowską aż do Placu Zbawiciela, iść do centrum,poodddychać powietrzem polityki w Alejach Ujazdowskich... Jest też Sheraton – budynek, w którym do tej pory nigdy nie byłam i na pewno nie próbowałam niczego z kuchni Artura Grajbera, Szefa Kuchni hotelu Sheraton Warsaw, nie wspominając już o gotowaniu tajskiej potrawy o nazwie Pad Thai lub też roladek z papieru ryżowego w stylu wietnamskim pod jego uważnym okiem.

Jej, skąd wiedziałaś, że qki z m&msami to moje ulubione qki? Czyli o mariażu jakości i różnorodności w Qki

13 marca 2012

Myślę sobie cukiernia, jest Wedel, jest Blikle, są małe lokalne kawiarenki, o których wiedzą tylko okoliczni mieszkańcy, jest Słodki Słony Gesslerowej, ale to już centrum Warszawy... Tam jest wiele miejsc, gdzie można przekąsić jakieś ciacho, można zjeść śniadanie lub lunch, a przy okazji coś słodkiego, są sieciówki, których osobiście unikam, jest też coraz więcej miejsc prowadzonych przez osoby prywatne, ale z żadnym z tych miejsc się nie utożsamiam, nie czuję, że odkryłam jakieś miejsce, że sentementalnie mi się z czymś kojarzy, że muszę tam wrócić. I jest Qki. Na Ursynowie. I chociaż nie darzę sympatią osiedla, które wygląda jak gra planszowa z betonowych klocków, Qki to miejsce, do którego się wybieram, bo wiem, że ono może zmienić oblicze betonu, może wprowadzić na moją mapę Ursynowa element sentymentalny, a wszystko za sprawą tortu bezowego, którym miałam szczęście się delektować na przyjęciu weselnym u przyjacioł kilka miesięcy wcześniej.

Agnieszka Kręglicka - zdrowa żywność, restauracje, SlowFood, wszechstronność... Z czym jeszcze kojarzy Wam się ta postać?

09 marca 2012

Agnieszka Kręglicka, jedna z najbardziej aktywnych, wszechstronnych i mądrych osób w gastronomii polskiej czytaniu etykiet, świadomych wyborach, o producentach jedzenia i ich dostępie do miejskich targowisk, o Salone del Gusto w Turynie, sobotnim targu w Falenicy, o bazarze Na Dołku, o Slow Foodzie i jego spontaniczności, nawiązywaniu bezpośrednich relacji z ludźmi, o śniadaniu z kaszy, twarogu, bakalii, oliwy i ziół, o kuchni śródziemnomorskiej, o kontestowaniu kuchni jako nastolatka, o inspiracjach i kulinarnym dejavu.

Gdzie zjeść śniadanie, żeby było przyjemnie na podniebieniu, w kieszeni, i żeby chcieć do tego miejsca wracać

02 lutego 2012

 

....smak tej kawy jest naprawdę wyśmienity (później skuszę się jeszcze na espresso, które jest delikatnie przedłużone w porównaniu do tego włoskiego). Czyli troszczą się o wysoką jakość swoich produktów od prawie 150 lat... 11 rano, a w C.K.Oboźni większa dekadencja niż w Przekąskach Zakąskach w piątek wieczorem...

Co to jest normalna robota i jak sukces nie zmienia człowieka - rozmowa z wokalistką zespołu Giulia y Los Tellarini

20 stycznia 2012

Zamykam oczy i w sekundę teleportuję się do mało znanej turystom części Barcelony, właściwie takiej dzielnicy, której nie ma na mapie tego miasta, i którą znają tylko wybrani mieszkańcy, gdzie słychać tylko katalański lub hiszpański, a ludzie w przytłumionym blasku zimowego słońca popijają kawę przy stolikach rozstawionych na chodniku. Nie potrzeba lamp ogrzewających powietrze. Zdejmuję płaszcz zimowy i siedzę w samym wełnianym swetrze, okularach przeciwsłonecznych i czekam na mojego gościa, Giulię Tellarini z zespołu Giulia y Los Tellarini.

loading...