Warszawski Sheraton. Lubię tę okolicę. Plac Trzech Krzyży, z którego można pójść w tyle fajnych miejsc, w tyle różnych kierunków. Można zbiec w dół Książęcą, przejść się Mokotowską aż do Placu Zbawiciela, iść do centrum, poodddychać powietrzem polityki w Alejach Ujazdowskich... Jest też Sheraton – budynek, w którym do tej pory nigdy nie byłam i na pewno nie próbowałam niczego z kuchni Artura Grajbera, Szefa Kuchni hotelu Sheraton Warsaw, nie wspominając już o gotowaniu tajskiej potrawy o nazwie Pad Thai lub też roladek z papieru ryżowego w stylu wietnamskim pod jego uważnym okiem.
Jeden z wieczorów zimy, która niedawno odeszła ( i nie do końca wierzę, że już nie wróci), na warsztaty kulinarne zostały zaproszone wybitne blogerki celebrytki, kobiety, którzy żyją z pisania o gotowaniu, lub których pasją jest pisanie, smakowanie, gotowanie i wymiana kreatywnych pomysłów na wszystkie tematy związane z jedzeniem. Nie byłam w ogóle przygotowana psychicznie na gotowanie, nie żebym się musiała długo przygotowywać, ale myślałam, że idę na jakiś pokaz gotowania kuchni orientalnej, tzn. stoję, notuję, ewentualnie podjadam... A tu nie. Idziemy od razu do kuchni, tam gdzie nie każdy sobie może tak po prostu wejść... Idziemy, dostajemy fachowe bluzki kucharskie, fartuchy, oraz piękne czapki kucharskie i dopiero w takim stroju witamy się z panem Arturem Grajberem, Szefem Kuchni w Sheratonie.
Szef od razu dzieli nas w zespoły i pokazuje nam sekcje, gdzie mamy przygotować trzydaniową kolację w stylu orientalnym, czyli roladki z papieru ryżowego z pikantną sałatką z kurczaka i grzybkami enoki, Pad Thai czyli makaron ryżowy z krewetkami i tofu, i na deser crème brulee z wanilią i imbirowymi wiśniami. Ambitny plan, ale wszyscy uczestnicy zgodnie zakasują rękawy i stają przy sekcjach w pełnej gotowości.
Opowiem Wam, jak zrobiliśmy danie główne, czyli Pad Thai, słodkie danie z makaronu, które można skonsumować w Tajlandii praktycznie w restauracji każdego typu i klasy, od ulicznych budek, od których uliczki w miastach i wsiach tajskich prawie pękają, po wykwintne lokale gastronomiczne dla klienteli dysponującej większymi środkami.
Przepis na Pad Thai, czyli makaron ryżowy z krewetkami I tofu (Przepis na 4 osoby) autorstwa Szefa Kuchni Artura Grajbera
Składniki:
krewetki 20 sztuk
makaron ryżowy 250g
jajka 3 sztuki
olej herbaciany 60g
orzeszki słone 100g
kiełki sojowe 80g
szczypiorek 60g
sos ostrygowy 30g
ketchup 150g
sos sojowy ciemny 0,1 l
cukier 80g – łyżka
Jak przygotować Pad Thai?
Gotujemy sos, który będzie nam potrzebny do przygotowania Pad Thai, czyli ketchup, wodę i cukier gotujemy na wolnym ogniu ok. 30 minut. Pod koniec gotowania dodajemy sos sojowy ciemny i gotujemy do zagotowania.
Na rozgrzany ogień wlewamy roztrzepane jajka i mieszamy bardzo szybko. Następnie dodajemy krewetki i energicznie mieszamy, naprawdę bardzo energicznie, tak szybko, że można się spodziewać, że jedna lub dwie krewetki wypadną Wam z patelni...
Po krewetkach na ogień idzie makaron ryżowy, który też energicznie mieszamy, dopóki nie zacznie zmieniać koloru z przezroczystego na biały.
Doprawiamy tę miksturę sosem ketchupowym i sosem ostrygowym I dodajemy zmielone orzeszki słone.
Pod koniec smażenia dodajemy kiełki sojowe I szczypiorek.
Dekorujemy orzeszkami słonymi i szczypiorkiem, i skrapiamy sokiem z cytryny.
Każdy 2-osobowy zespół podchodzi do woka ze swoimi półproduktami. Moja kompanka do gotowania i ja wpadamy na fantastyczny pomysł, żeby ustawić sobie wszystkie składniki w odpowiedniej kolejności, i nie spanikować, bo samo gotowanie Pad Thai trwa bardzo krótko. Wielki wok, do którego kolejno wrzucamy składniki, nie przypomina woka domowego. Artur Grajber słusznie zauważa, że to danie równie dobrze można przygotować w dużym garnku, bo przecież chodzi o powierzchnię, która ma bezpośredni kontakt ze źródłem ciepła, i im większa ta powierzchnia, tym lepiej dla Pad Thaia.
Niby niecałe 4 minuty przy woku, ale zdążyłam się zmęczyć. Dopiero wtedy zrozumiałam, dlaczego ci wszyscy kucharze serwujący mi to danie w czasie mojej wyprawy po Tajlandii wyglądali na bardzo zmęczonych. Wyobrażam sobie, że po 50-tym lub setnym serwowaniu tego niby prostego posiłku w ciągu dnia może się szczerze człowiekowi odechcieć gotowania i wykonywania zamaszystych ruchów.
Na szczęście my tylko raz stajemy przy woku. Po drugim daniu, następuje dessert time. Ale o tym kiedy indziej. Zostajemy zaproszeni do wytwornej restauracji The Oriental w hotelu Sheraton, żeby delektować się Pad Thaiem przygotowanym przez samego Szefa. Smakuje wyśmienicie. Rozkosz dla tych, którzy lubią dania na słodko.
Wychodzę z restauracji the Oriental uszczęśliwiona. Wieczór był po pierwsze zaskoczeniem. Po drugie, dowiedziałam się fantastycznych rzeczy o potrawach orientalnych, niemal sama te dwa dania przygotowałam, zjadłam pyszną kolację w wybornym towarzystwie pasjonatów gotowania i jedzenia, oraz na chwilę przeniosłam się do dusznych Indochin i ich egzotycznych smaków.
z Martą Kornak czyli Kornik w Kuchni www.kornikwkuchni.blogspot.com
Magdalena Malinowska
Naczelna Kulturalno-Kulinarna
autorem wszystkim zdjęć jest Tomasz Kowalski