Smaki Pogodzinach :: Blog

Kto chodzi do barów mlecznych

04 września 2011

Leniwe popołudnie w pierwszą sobotę września. Wracam z centrum przez Kruczą. Spokój na ulicy. Lubię ją. Ma dosyć szeroki chodnik, po którym można jeździć rowerem. Pustki. Ludzie wyjechali z Warszawy, lub jeszcze do niej nie wrócili. Swobodny strumień myśli, który skupiam na kolejnych przejściach dla pieszych. Nagle moją uwagę przyciąga kolejka na chodniku. Muszę zejść z roweru. Może jakieś nowe miejsce dla dzieci, rodzin, nowa restauracja, która ma otwarcie właśnie dzisiaj... Nic z tych rzeczy.

To Bar Bambino przy Kruczej 21, który ani z zewnątrz ani wewnątrz nie przypomina baru mlecznego. Czekam spokojnie w kolejce, kontemplując długie menu, podzielone na kilka głównych kategorii, z których moją ulubioną zostaje kategoria Dania Mączne, I żeby było jasne: jesz dania, które często musisz wykluczyć ze swojej rygorystycznej diety, do tuczą, bo niezdrowe... Ale chwila, jesteś w barze mlecznym, zapomnij o diecie i rozkoszuj się zapachem, smakiem i widokiem domowych potraw.

Czekając dobre 20 minut od momentu, kiedy staję w kolejce do momentu, kiedy siadam do stołu przy oknie z widokiem, z moim daniem mącznym i kompotem, dochodzę do wniosku, że bary mleczne to najbardziej demokratyczny lokal gastronomiczny w tym kraju, odzwierciedlający wielowarstwowość naszego społeczeństwa na różnych poziomach. Są ludzie, dla których w barze mlecznym jest tanio, są tacy, dla których jest znośnie. Są matki karmiące swoje pociechy plastikowymi sztućcami. Są ludzie, którzy nie boją się korzystać z aluminiowych sztućców. Są obcokrajowcy, którym Lonely Planet nakazuje przynajmniej jedną wizytę w barze mlecznym w czasie pobytu w Polsce i którzy muszą jakimś cudem zgadnąć, że chodzi o ich danie, kiedy nad wyraz spokojna pani w okienku woła “Pierożki ruskie proszę odebrać.” Są ci, którzy zamawiają na wynos i ci, którzy specjalnie przychodzą do tego baru, bo właśnie tam chcą zjeść kotleta. Różnorodność, którą można znaleźć tylko na zatłoczonych publicznych plażach w szczycie sezonu lub na dworcach.

Jeśli kino domowe może zastąpić wyjście do kina, to bar mleczny może sprawić, że poczujemy się, jakbyśmy byli na obiedzie w domu (szczególnie ważne dla ludzi, którzy w domu rodzinnym nie bywają często i którzy tęsknią za takimi obiadami). Wizyta w barze mlecznym to ciepły, dobry i tani obiad, ale też wspomnienia i poczucie bezpieczeństwa. Patrzysz na menu i wiesz co lubisz, a czego nigdy się nie tkniesz. Nic Was tu nie zaskoczy, o ile nie jesteście obcokrajowcami nie mówiącymi dobrze po polsku. Nie jakaś tam nouveau cuisine, fusion czy włoska kuchnia z elementami sushi. Schabowy, ziemniaczki, surówka ze śmietaną i cukrem, placki ziemniaczane – standardy kuchni polskiej, od której często odchodzimy w poszukiwaniu nowości, egzotyki, ale które płyną w naszej krwi. Ile razy Wam się zdarzyło, że pomyśleliście z tęsknotą na dłuższym wyjeździe zagranicznym: “Och, zjadłbym teraz sushi...” ? Mi przychodzą raczej na myśl pozycje z jadłospisu baru mlecznego w takich momentach.

Bar Bambino jest nie tylko doskonałym miejscem na obiad, ale zatrudnia też ponadprzeciętnie miłe panie i ma powalająco stylowy wystrój w swojej kategorii. Są ładne krzesła, tapeta w paski, a wszystko skąpane w brązie i piaskowym odcieniu żółtego, które dominują w przestrzeni Baru Bambino. Bar ten oficjalnie mianuję najprzyjemniejszym i najbardziej przyjaznym barem mlecznym w mieście.

 

Magdalena Malinowska, Naczelna Kulinarno-Kulturalna

Poprzedni wpis Następny wpis

loading...