SPHINX

Jadałem w Sphinxach dość często do czerwca 2008 roku, kiedy otrzymałem letnią shoarmę. To było w lokalu przy Świętokrzyskiej. Ostatnio byłem w styczniu tego roku w lokalu przy Kinie Femina, który już nie istnieje. Shoarma była ciepła w środku, lecz ciężko strawna. Podobne wrażenia miałem po każdej wizycie w Sphinxie. To nie jest dobre miejsce dla tych osób, które mają problemy z wątrobą. Zgadzam się również z opinią, że gramatura dań jest coraz mniejsza. Wietnamczycy serwują dużo lepsze posiłki w swoich mikrobarach, nigdy nie miałem zgagi po ich jedzeniu. Sphinx, niestety, zszedł na psy...

Do Sphinxa chodziłem kilka lat i w różnych miastach. Bywało lepiej (w początkach działalności) lub gorzej.Jednak ogólnie miałem duży sentyment. Dziś byłem, jak sądzę, ostatni raz (na pewno w tym lokalu). Zamówiłem shoarmę. Pomijam to, że porcje w ciągu kilku lat wyraźnie się zmniejszyły. Taka polityka firmy widocznie. Ale trzy łyżki stołowe zmiotek z blachy przypominających raczej swarki niż opieczone kawałki mięsa to przesada. Gdybym chciał zjeść danie wegetariańskie (przytłaczająca przewaga kapusty plus frytki) to poszedłbym do innej restauracji. Niedawno byłem w lokalu w Łodzi i było jeszcze poprawnie. W tym lokalu byłem kilka razy. Nie było najlepiej ale to co dziś jadłem to już dno.