Kruche ze węgierkami, czyli czar blogu Gotuje, bo lubi. I śliwek czar.
Sezon śliwkowy w pełni. Dopiero teraz węgierki nabrały tej słodyczy, która utrzyma się do końca miesiąca, nawet jak będą już stare i zasuszone. A najbardziej lubię te, które nie odchodzą łatwo od pestki, tak jakby mi się opierały. Pierwsza fala węgierkowego szału nastąpiła w zeszłą sobotę, kiedy pomaszerowałam do warzywniaka i kupiłam 10 kg węgierek. W czasie drylowania śliwek zdążyłam obejrzeć 27 Sukienek, o doskonałej druhnie, która sama w końcu znajduje miłość życia oraz Sandrę Bullock i Hugh Granta w kolejnej produkcji, która też bardzo pasowała do atmosfery sobotniego popołudnia. Sandra jest prawniczką walczącą o prawa szaraczków, a Hugh jest szefem w korporacji i Sandrę zatrudnia. Oczywiście zakochują się. Tytuł filmu zdążyłam jednak wyprzeć z pamięci.
Wracając do dżemu, miał to być dżem na zimowe wieczory, które spędzę na wsi, w chałupie zasypanej śniegiem.... Taki dżem, który moja mama oznacza na etykietkach jako lekko smażony, taki, gdzie śliwki prawie zachowują swoją formę, ale są na tyle podsmażone, że puszczają soki, miękną, zmieniają kolor na bardziej brunatny, niż fioletowy, a w połączeniu z gruszkami pachną i smakują tak, że zimowe wieczory kończą się bez dżemu, bo śliwkowy dawno skonsumowany. Do tej pory poszły 4 słoiczki, a minęło dopiero 5 dni.
10 kg śliwek węgierek
1 – 1,5 kg gruszek klopsów
minimalna ilość cukru brązowego
patelnia
film w tle
Drylujemy śliwki. Obieramy gruszki i kroimy na plasterki. Posypujemy delikatnie cukrem i smażymy bez przykrycia przez około 15-20 minut na małym ogniu. Wkładamy do wygotowanych słoików i wekujemy przez 20 minut. Odwracamy na denko, przykrywamy ścierką, a następnie po 24 godzinach odwracamy i wstawiamy do szafki.
Taki dżem można konsumować z owsianką, kaszą jaglaną, ryżem, kanapkami z białym serem, naleśnikami. Lub tak po prostu, prosto ze słoiczka.
Kasza jaglana z dżemem z węgierek i gruszek z odrobiną śmietany 18% na śniadanie niedzielne
Dzisiejsze śniadanie - owsianka z dżemem
A ciasto kruche z węgierkami wg Gotuje, bo lubi? Miałam robić wczoraj. Wchodziłam na ten wpis kilka razy, patrzyłam na jej apetyczne zdjęcia, jadłam to ciasto oczami. Takie właśnie chcę na swoim stole. Wyszłam po śliwki. Wróciłam. Zagniotłam ciasto. Włożyłam najpierw na godzinkę do lodówki, później do zamrażarki na pół godziny... I już się biorę za pieczenie, a tu śliwek brak!!! Po prostu w międzyczasie zjadłam. Ciasto musiało poczekać do dzisiaj. W końcu jest. Pachnie już na klatce. To jest fajne w pierwszych zimnych dniach jesieni. Ziąb na dworze, a zapach na korytarzyku w klatce cieszy, tym bardziej, że wiesz, z którego mieszkania pochodzi. Zapach ciasta na maśle, lekka nuta cytryny, cynamon, ale przede wszystkim śliwki węgierki.
Gotuje, bo lubi zmodyfikowała lekko przepis, bo do końca go nie pamiętała. A tu link do jej wpisu.
Ja też wprowadziłam małą zmianę, ponieważ nie miałam 100 gr cukru pudru, kiedy zagniatałam ciasto, więc spód jest mało słodki. Posypałam cukrem pudrem, zamiast zwykłego cukru. Smakuje wybornie. Najlepiej z gorącą herbatką. I rzeczywiście, lody cynamonowe doskonale uzupełniłyby to cudko węgierskie, ale aura nie sprzyja. Jutro mam gości na ciasto. Podam z crème fraiche, bo samo ciasto jest dość suche. Ale w końcu to ciasto kruche.
Nie wiem, co jest w węgierkach, co mnie w nich tak kręci. Ekscesy żołądkowe nie odstręczają mnie w najmniejszym stopniu. Wypieram je z pamięci, jak niektóre tytuły filmów. Przecież węgierki są tylko raz do roku.
Dziękuję Monice, autorce Gotuje, bo lubi za codzienne kulinarne inspiracje.
Naczelna Kulturalno-Kulinarna
Magdalena Malinowska