Smaki Pogodzinach :: Blog

Truskawki i tequila, czyli przepis na niedzielne szczęście

28 maja 2012

Tym razem miał być piknik, najlepiej daleko od domu, tak żeby móc się przejechać rowerem po mieście, dziwnie opustoszałym zeszłej niedzieli. Wstaję dość rano, jak na niedzielę, nie przed 6 rano, ale na teleranek bym zdążyła. Wstaję z nieodpartą ochotą na zrobienie ciasta i jakiejś sałatki na piknik dla kilku osób. Zapraszam sms-owo, na razie nikt nie odpowiada, więc idę do sklepu po niezbędne zakupy. I tu się okazuje, że tatarak, który widziałam w piątek na targu, był tam z konkretnego powodu: niedziela to Zielone Świątki, więc roślina o tej wdzięcznej nazwie ta – ta – rak , oraz inne zielstwo mające zapewnić obfite plony były tego dnia bardzo na miejscu. Zakupów zero, lodówka pustkami świeci. Robię więc kawę, żeby zapomnieć o głodzie. Myślę też sobie, że taka nieplanowana głodówka dobrze mi zrobi. A jak jeszcze na basen pójdę, to całkiem mi te Zielone Świątki na zdrowie wyjdą.

Jadę na basen, skupiając się bardziej na równym oddechu niż na regularnym burczeniu w brzuchu. Po kilkudziesięciu długościach basenu okazuje się jednak, że głód nie sługa. I trzeba coś zjeść. W lekkiej panice, z chlorem w oczach i podobnym zapachem we włosach, krążę rowerem w okolicach ulicy Wałbrzyskiej mając nadzieję, że jakiś sprzedawca postanowił zlitować się nad mieszkańcami pobliskich osiedli i otworzył na chwilę swój stragan z warzywami, z mięsem lub chociażby z samym pieczywem... Znajduję jednak pana z małym straganikiem zrobionym ze skrzynek, na którym stoją łubianki z pięknymi truskawkami. Czyżby ten pan miał coś wspólnego z dzisiejszym świętem?

Mam truskawki, ale co dalej? Jedna z zaproszonych osób odpowiada na mojego porannego smsa smsem zwrotnym w stylu: Jesteś w Skaryszaku? Raczej nie, Seniora (to jedna z ksyw przyjaciółki, nadana ze względu na czysto arystokratyczne przyzwyczajenia). Jestem dopiero na granicy Ursynowa i Mokotowa, do Skaryszaka ciągle daleko, a do doskonałego niedzielnego pikniku tym bardziej. Seniora zatem wspaniałomyślnie zaprasza mnie na łososia, gnocchi, fasolkę szparagową... A!! I mam coś dla Ciebie. Niespodzianka. Truskawki bardzo się przydadzą.

Two Stawberry Borgias, please

Zajeżdżam na Wolę godzinę później, pogodzona z faktem, że plany legły w gruzach. Przynajmniej miło wieczór spędzę, z przyjaciółką i łososiem. Ale takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Po przepysznym obiedzie, Seniora zaczyna obierać truskawki, wrzuca je do miksera, dodaje lodu, łyżkę miodu, wody i tequilę. I dodaje: Będzie Ci smakować.

Seniora delektująca się swoim dziełem

I to jak smakuje. Tequila ma to do siebie, może jak większość alkoholi wysokoprocentowych, że jeśli jest dodana do innych składników w odpowiednich proporcjach, jej nutka smakowa jest ledwo wyczuwalna, natomiast efekt po wypiciu takiego drinka jest powalająco przyjemny. Nie odkrywam tutaj żadnej eureki, chcę się tylko z Wami podzielić niesłychanie przyjemnym momentem, takim nieplanowanym, niespodziewanym i mini odkryciem smakowo-organoleptycznym. Jestem pewna, że Carrie Bradshaw i Samantha Jones nie pogardziłyby tym truskawkowo-tequilowym nektarem. 

Strawberry Borgia to drink godny gwiazd 

Magdalena Malinowska

Naczelna Kulturalno-Kulinarna

Poprzedni wpis Następny wpis

loading...