Smaki Pogodzinach :: Blog

Blogosfera okołokulinarna, czyli zaległości z przyjemności część druga

28 czerwca 2012

Monika Walecka na pewno lubi robić zdjęcia, które można oglądać na jej blogu gotujebolubi.blox.pl. Nie są to zdjęcia przypadkowo robione w domu, małpką, ale fantastycznie zaaranżowane przestrzenie, w których centrum jest to, co autorka lubi najbardziej, czyli gotować. Lubi też jeść i pisać o swoich doświadczeniach w kuchni, ale też o podróżach, o książkach kulinarnych. Kiedy usłyszałam historię jej bloga, powiedzenie-rada dla poszukujących szczęścia “Rób to, co kochasz najbardziej” nabrało nowego, namacalnego wymiaru. Oto stoi przede mną dziewczyna, która studiowała psychologię, “robiła” w MTV i TVN-ie jako dziennikarka i redaktorka, od kwietnia 2010 prowadziła swojego kulinarnego bloga i nagle, w tamtym roku zdecydowała się na totalny zwrot akcji w swoim życiu i poszła pracować do studia fotograficznego jako asystentka. Na rozmowę kwalifikacyjną wzięła ze sobą świeżo upieczony chleb, żeby się jakoś zaprezentować i pracę dostała. A w studio okazało się, że jej zadanie było o wiele bardziej poważne, niż się spodziewała. Nie zajmowała się tylko robieniem kawy fotografom i wycieraniem kurzu.

Niegrzeczne galaretki, fot. Monika Walecka

gotujebolubi.blox.pl/html/1310721,262146,169.html?2

Wszyscy wiedzieli, że Monika lubi gotować, (w rozmowie przyznaje, że każda okazja jest dobra), a ponieważ studio było wyposażone w kuchnię, zaczęła robić śniadania dla klientów przychodzących na sesje, a przy okazji miała okazję podejrzeć wybitnych fotografów w pracy i wykorzystać tę wiedzę do swoich zdjęć. Z czasem do śniadań doszło pieczenie ciast, a później były obiady. “Wiesz, jaką siłę ma marketing szeptany. Ludzie, którzy u nas jedli przy okazji sesji, przekazywali sobie informację znajomym i skończyło się na tym, że przeszłam na cały etat do kuchni. Jeśli komuś mówisz, że pracujesz w kuchni, ciągle nie robi to wrażenia. Na pewno nie jest to coś nobilitującego, coś, czym można wzbudzić zachwyt. Moja mama mi czasami mówiła: 'Oj, dziecko, gdybyś ty mogła w swoim zawodzie pracować...' A ja pracuję, a raczej do teraz pracowałam przez kilka miesięcy w kuchni, gotowałam kilkudaniowe obiady dla 20-30 osób. I nie było lekko, ale to jest coś, co uwielbiam robić. I dzielić się tym na moim blogu. A najlepsze jest to, że przynosi to niesamowitą satysfakcję. Kiedyś gotowałam dla klientów, wśród których była Magda Gessler, która po obiedzie zapytała, czy nie zechciałabym dla niej gotować. Naprawdę miło usłyszeć jest coś takiego.”

Cieciorka w tomacie, fot. Monika Walecka

gotujebolubi.blox.pl/html/1310721,262146,169.html?4

Notowania gotujebolubi.blox.pl idą ciągle w górę, ciągle przybywa nowych czytelników. Ludzie czytają, komentują, chociaż Monika zauważa, że blogerzy są najbardziej aktywni. To właśnie oni piszą i wymieniają się uwagami. Monika mówi też o facebooku, który jest o wiele bardziej interaktywny niż sam blog i tam ma miejsce o więcej wymiany zdań, lajkowania, komunikacji. “Ale wracając do blogowania, to konsekwencja i jakość to dwie rzeczy, o których trzeba pamiętać. Śledzenie innych blogów, czerpanie inspiracji, wplatanie własnej historii i siebie, a przede wszystkim bycie konsekwentnym w prowadzeniu bloga, ” mówi autorka gotujebolubie.

Na Food Blogger Fest Monika wymienia długą listę korzyści, które płyną z prowadzenia blogu: “Oprócz korzyści finansowych poprzez zamieszczane reklamy, programy partnerskie, wpisy sponsorowane, objęcie patronatu, lub organizowanie konkursów na blogu, jest też wiele korzyści niematerialnych, na przykład to, że można pokazać, co się umie robić. Dzięki temu, że prowadzisz fajnego bloga, należysz do grupy ludzi z pasjami i poznajesz ich w realu. Chodzisz na warsztaty, możesz testować nowości kulinarne. Ale co jest w tym najfajniejsze to to, że możesz spełniać swoje marzenia. I być autorytetem dla swoich czytelników.” 

A poniższy wpis na bloga Moniki z 31 grudnia 2011 najlepiej odpowiada na pytanie, dlaczego warto pisać bloga, który w ciągu 2 lat przerodził się w coś o wiele głębszego niż zwykła zajawka, stał się sposobem na życie:

Za oknem sypie. Wpatrując się w ośnieżony Muranów dziwię się w myślach, że to tak szybko zleciało. Wyraźnie pamiętam co czułam w lutym, co jadłam w marcu, z czego cieszyłam się w czerwcu, co robiłam we wrześniu. Ten rok był niezwykły. Intensywny, pełen nieoczekiwanych egzystencjalnych zwrotów akcji. Pełen szczęścia i radości. Naszpikowany dobrą energią i nowymi ludźmi którzy szybko stali się ważnymi ludźmi. Tak, ten rok był bardzo po mojemu. Wystarczyła szybka decyzja, aby w grudniu zeszłego roku porzucić coś stałego, poważnego, dorosłego i wyruszyć po spełnianie marzeń... Na to nigdy nie jest za późno.
I chyba tego Wam najbardziej życzę. Żeby ten rok był po Waszemu. Żebyście robili to, na co macie ochotę. Żebyście spełniali marzenia, rozwijali swoje pasje. I byli szczęśliwi.

Cóż to był za rok, fot. Monika Walecka

gotujebolubi.blox.pl/html/1310721,262146,14,15.html?11,2011

Małgosia Minta też bardzo konsekwentnie rozwija swoją pasję w kuchni i opisuje ją starannie dobranymi słowami i obrazami na swoim kulinarnym blogu mmintafood.wordrpress.com. Odwiedza też różne lokale gastronomiczne w Warszawie i je recenzuje, jeździ do Pana Ziółko po świeże zioła, pisze o serach z Borough Market w Londynie, angażuje się w stołeczne akcje okołokulinarne i uwielbia gotować. Z zawodu jest dziennikarką wyspecjalizowaną w nauce i nowych technologiach, a kulinaria to duża część jej życia, więc naturalnym krokiem był blog: “Kolega mnie zmobilizował do założenia bloga kulinarnego mówiąc mi wprost, że mam przestać ciągle gadać o jedzeniu. I rzeczywiście: założyłam go i tam się już mogłam wyżywać bez skrupułów.”

fot. Małgosia Minta, Pieczony kalafior z zatarem i piniami

Minta Eats czyta felietony różnych pisarzy kulinarnych i podkreśla, że blog nigdy nie jest skończoną pracą, bo zawsze ewoluuje, zawsze można poznawać warsztaty pisarskie, doskonalić swój własny warsztat i robić coraz lepsze zdjęcia: “Obok blogów szafiarskich i podróżniczych, to właśnie w blogach kulinarnych tekst jest tak bardzo związany z obrazem. Przecież jemy oczami.” Rzeczywiście, mariaż bardzo spójnych tekstów i towarzyszących im zdjęć czasami wykonanych iPhonem, a czasami profesjonalną lustrzanką, sprawia, że wpisy Małgosi uzależniają.

Z punktu widzenia dziennikarki, która w swoim życiu napisała niejeden tekst, pisanie kulinarnego bloga jest doświadczeniem wyjątkowym: “Ważny jest dla mnie język, jakim się posługuję. Felieton kulinarny jest formą bardziej osobistą, niż artykuł do gazety. Zależy mi też na tym, żeby mój blog był dwujęzyczny. Moje przepisy są zawsze po polsku i angielsku.” Czytając bloga mmintafood, bardzo lubię spójność jej stylu. To wizyta zawsze w tej samej kuchni, przy tym samym stole z ciemnego drewna, ale serwowane potrawy są z najprzeróżniejszych zakątków świata, od krajowego ciasta dróżdżowego z rabarbarem, przez coniedzielne risotto, po zupę z dyni z tajskim akcentem.

fot. Małgosia Minta, Risotto z pieczonym burakiem i kozim serem

Na pytanie, jaki aspekt prowadzenia bloga najbardziej lubi, Małgosia odpowiada: “Ludzie są w tym najfajniejsi. Każda historia, każdy przepis kojarzy mi się z jakąś osobą. Mam w pamięci zapisane obrazy ludzi, na przykład jak rozmawiam z panią w Paryżu kupując chleb lub z panem na targu z serami w Londynie. Może dlatego tak zwracam uwagę na obsługę. Ja chcę z ludźmi rozmawiać, chcę wiedzieć o tym, co jem.” Dodaje, że chce pisać swojego bloga z szacunkiem dla czytelnika. Dlatego też bardzo docenia uważność innych blogerów, lubi mieć poczucie, że ktoś włożył wysiłek w to, co opublikował, że opisywana historia jest ciekawie napisana, że ktoś to przemyślał. “Ważna jest też regularność wpisów. Oczywiście, są blogi impulsywne, z tekstami pisanymi spod palca. Jest to duża pokusa dla blogera. Ale dla mnie ogromną wartością jest staranność, wysiłek włożony w przygotowanie wpisu, piękne zdjęcia i fajna opowieść”, dodaje Minta Eats. “Dlaczego to jest dla mnie ważne? Bo jedzenie jest ważne. Bo jest przyjemne, bo fajnie jest się dzielić. A do tego lubię pisać.”

fot. Małgosia Minta, Magiel Cafe'

Transformacja pustyni kulinarnej, jaką była Warszawa w miejsce, gdzie co chwila otwiera się lokal z fantazją, jak to nazywa autorka Frobloga, ma odzwierciedlenie w blogosferze. Portal wirtualnemedia.pl ogłasza, że pani Hanna Lis planuje założenie bloga kulinarnego. “To pewnie nie jest szczególnie ‘sexy’ i może nie przystaje dziennikarce newsowej, ale kocham gotować,” mówi pani Lis. Pani Hanno, jak to nie sexy? Proszę wierzyć na słowo Małgosi Mincie, która kończy naszą rozmowę stwierdzeniem: “Gotowanie może być lepsze niż seks.” Po czym od razu dodaje: “Oczywiście. zależy od tego, z kim jest ten seks.”

Phil Lampert, o którym wspomniałam w części pierwszej, nie jest moim zdaniem bardzo odkrywczy. Jeśli pomyśleć o tym, jak 10 lat temu myśleliśmy o jedzeniu, na poziomie świadomości, jest to krok milowy w nowym kierunku. Ale czy to dotyczy całego świata? W mojej pamięci wyryte są pierwsze wakacje u mojego byłego chłopaka w Abruzzo w południowych Włoszech w 1997 roku i czas, jaki spędzała jego rodzina na rozmowach o jedzeniu, o niedoścignionym tiramisu jego cioci lub o arrosticini, czyli szaszłyczkach z mięsa owczego. A przede wszystkim czas spędzany przy stole. Chęć zjednoczenia się przy stole, dzielenia się czymś przyjemnym, o czym mówi Lempert, to nie nowy trend, a próba kulturowego nadrobienia zaległości w sferze przyjemności.

 

Magdalena Malinowska

Naczelna Kulturalno-Kulinarna

Chcę bardzo serdecznie podziękować za inspirację i czas mi poświęcony Asi MrózElizie Mórawskiej, Małgosi Mincie, Marcie Glince, Monice Kuci-Sadeckiej i Monice Waleckiej.
 

Poprzedni wpis Następny wpis

loading...