Vivarto przedstawia nowy film twórcy „Ojca Giovanny”
Długie dzieciństwo
Reżyseria Pupi Avati
Włochy 2010, 98 min.
Wzruszająca love story.
Głęboko ludzka opowieść o chorobie i miłości bez granic.
W KINACH OD 27 LIPCA 2012
Twórcy filmu m.in.:
Reżyseria Pupi Avati
Scenariusz Pupi Avati
Producent Antonio Avati
Zdjęcia Pasquale Rachini
Muzyka Riz Ortolani
Montaż Amedeo Salfa
Występują:
Fabrizio Bentivoglio Lino
Francesca Neri Francesca
Serena Grandi Zia Amabile
Gianni Cavina Preda
Lino Capolicchio Emilio
Manuela Moabito Teta
Osvaldo Ruggieri neurolog
Vincenzo Crocitti Don Nico
Isabelle Adriani Nicoletta
Brian Fenzi Lino jako dziecko
Nagrody / festiwale:
2012 – Festiwal Filmów Włoskich w Bastii – konkurs
2012 – 28. Międzynarodowy Festiwal Filmów o Miłości w Mons - sekcja Panorama Kina Włoskiego
2011 – nagroda Włoskiego Stowarzyszenia Krytyków Filmowych Nastro d’Argento Speciale dla Pupi Avatiego „za film, który z delikatnością i niezwykłą intensywnością traktuje o ważnych zagadnieniach społecznych i jednostkowych”
2011 – 17. Lato Filmów w Warszawie - Panorama Kina Światowego
2011 – 12. Festiwal Filmów Włoskich Lavazza w Australii (Melbourne, Sydney, Brisbane, Adelaide, Perth)
2011 – 9. Festiwal Filmów Włoskich MittelCinemaFest w Budapeszcie
2011 – Spotkania z Kinem Włoskim – festiwal w Tuluzie - Panorama
2011 – MFF w Szanghaju – sekcja Focus Italy
2011 – Festiwal Filmów Włoskich w Villerupt's – konkurs
2010 – festiwal Cinema Italian Style - Panorama
Skrócony opis filmu:
Lino – dziennikarz sportowy i Francesca – specjalistka od języków średniowiecznych od wielu lat są wzorowym małżeństwem. Ich życie wydaje się uporządkowane, dostatnie i pozbawione większych zmartwień. Jedynym rozczarowaniem jest fakt, że nie mają dzieci. Ale nawet to nie zdołało oddalić ich od siebie, a tylko scementowało ich wzajemną miłość i oddanie.
Nagle z Lino zaczyna się dziać coś dziwnego. Zapomina, po co wstał z krzesła, umykają mu z pamięci nazwy przedmiotów. Na początku małżonkowie żartują sobie z tego, ale objawy szybko się nasilają. Diagnoza lekarska nie pozostawia złudzeń: Alzheimer. Lino coraz bardziej pogrąża się w chorobie, ale Francesca nie zamierza tak łatwo się poddać.
Film Pupi Avatiego to przewrotna opowieść o niezbadanych wyrokach losu, a zarazem wzruszająca love story o mężczyźnie, który coraz bardziej oddala się od rzeczywistości i kobiecie, która decyduje się trwać przy nim na dobre i na złe.
Pupi Avati o filmie:
To jest film o nadziei, a nie o rozpaczy. Alzheimer jest chorobą rodziny, nie chorego. Nie chciałem jednak opowiadać o bólu, o popadaniu w rozpacz, ale opisać, jak choroba, nawet tak straszna, może stać się doświadczeniem wzbogacającym życie. Aktorów poprosiłem o aktorską „dyskrecję”. (…) Ten film można też oglądać jak baśń. Choć Chicca i Lino bardzo się kochają, to nie było im dane mieć dzieci. Ale kiedy Lino cofa się do wieku dziecięcego, Chicca może się nim zaopiekować jak synem, którego nigdy nie mieli.
Prasa o filmie:
Pupi Avati powraca na duży ekran z tematem, który jest zawsze aktualny i któremu trudno jest stawić czoło, a robi to z odwagą i wielką delikatnością.
www.cultframe.com
„Długie dzieciństwo” Pupi Avatiego to więcej niż dobry film, to film głęboko ludzki.
Laura Cioni, www.ilsussidiario.net
Uparta i bezgraniczna miłość: oto istota nowego filmu Pupi Avatiego. (…) Fabrizio Bentivoglio udaje się trudne zadanie pokazania choroby, która nie ma widocznych zewnętrznych oznak.
www.nonsolocinema.com
Pupi Avatiemu udaje się w sposób elegancki i w nienagannym stylu opowiedzieć o chorobie, z którą wielu ludzi ma do czynienia, ale o której niewiele się mówi. Ta choroba wydaje się bardzo niepokojąca społecznie, bo niszcząco działa na jednostki i ich rodziny. I dlatego przesłanie Avatigo staje się tak ważne, opuszcza granice kina i zyskuje wymiar uniwersalny, wskazując, jak żyć godnie wobec tej choroby.
www.dgmag.it
Film Avatiego jest daleki od śmiechu i rozrywki, do których przyzwyczaiło nas włoskie kino. „Długie dzieciństwo” nie jest śmieszne, to 98 minut emocji i goryczy. Dawno nie widziałem tak pięknego włoskiego filmu.
Elena Spadiliero, www.wuz.it
Analiza choroby, która zakłóca umysł, jest precyzyjna, pokazana skromnie i realistycznie. Wszystkie sceny regresji do wieku dziecięcego są przesycone poezją. Film jest dobrze zagrany. Oprócz bardzo dobrych głównych bohaterów trzeba pamiętać o Serenie Grandi, Giannim Cavinie i Lino Capolicchio, poprowadzonych przez reżysera w mistrzowski sposób.
Lietta Tornabuoni, „La Stampa”
Bolesna historia, wspomagana przez muzykę, pokazana z człowieczeństwem, które jest zakorzenione w kinie Avatiego.
Maurizio Porro, „Corriere della Sera”
Głęboko poruszający.
festiwal Cinema Italian Style
W „Długim dzieciństwie" czuć dotknięcie dawnego mistrza. Ten brak pośpiechu, dyscyplinę w aranżacji kadrów, oszczędność słów i skromność wyznań.
Urszula Lipińska, Stopklatka.pl
Jestem kłamcą - rozmowa z reżyserem Pupi Avatim:
Trudno pojąć, że Pupi Avati, jeden z najbardziej znanych współczesnych włoskich reżyserów, jest jednocześnie niemal zupełnie obcy polskiej publiczności. Retrospektywa na Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu 2009 była jedyną okazją do zapoznania się z twórczością rodaka i przyjaciela Federico Felliniego, a poniższy wywiad jest jedną z niewielu w polskich mediach szans na przyjrzenie się poglądom twórcy.
Kamil Kościelski: Seans „Ośmiu i pół” Federico Felliniego sprawił, że postanowił Pan zostać reżyserem. Co takiego niezwykłego ma w sobie ten obraz?
Pupi Avati: Osobiście uważam, że jest to największy film o kinie, jaki kiedykolwiek powstał. Federico Fellini w najbardziej nadzwyczajny sposób zaprezentował w tym obrazie, czego może dokonać reżyser przy pomocy kamery. W pełni potrafił wydobyć potencjał, który tkwi w tym urządzeniu. Razem z przyjaciółmi bardzo często chodziliśmy do kina, ale nigdy nie zdawaliśmy sobie sprawy, że reżyser może mieć aż tak wielkie znaczenie dla całości. Wcześniej wyobrażaliśmy sobie twórcę filmu jako kogoś w rodzaju koordynatora ruchu drogowego. Dopiero „Osiem i pół” zmieniło ten punkt widzenia, ponieważ Fellini najlepiej pokazał w tym obrazie możliwości, jakie posiada kino.
Oglądając Pańskie filmy, w szczególności te powstałe w latach 80. i 90., można odnieść wrażenie, że od wspomnianego reżysera przejął Pan umiejętność łączenia groteskowości z pewnego rodzaju liryzmem opowieści.
Federico Fellini czerpał tę zdolność przede wszystkim z ziemi, z której pochodził, a ja wywodzę się z tych samych stron. Nasz region, czyli Emilia-Romania, ma właśnie tego rodzaju prerogatywy, o jakich pan wspomniał. Jest pełen emfatyczności i dramatyczności, przy czym bywa również autoironiczny. W tym rejonie nadmierność w okazywaniu emocji przeplata się z pewnego rodzaju groteskowością. Siłą rzeczy z tego czerpaliśmy, ponieważ rodząc się na tamtej ziemi, każdy zostaje niejako naznaczony charakterem regionu Emilii-Romanii.
Jeśli weźmiemy pod uwagę fascynację filmem „Osiem i pół”, trochę dziwi, że swoją przygodę z kinem zaczynał Pan od realizacji tanich horrorów.
Kino grozy czy filmy niezwykle mroczne, chwilami wręcz gotyckie, realizuje się przede wszystkim wtedy, kiedy jest się jeszcze młodym. Wychowałem się na prowincji, gdzie wśród ludzi krążyło bardzo wiele przerażających historii. Piekielnie bałem się tych opowieści, których dorośli nie szczędzili swoim dzieciom. W ten sposób chcieli sprawić, abyśmy byli grzeczni (śmiech). Pomimo upływu czasu podobne rzeczy ciągle tkwią gdzieś w człowieku. Dlatego razem z bratem (Antonio, który jest producentem i współscenarzystą filmów Pupi Avatiego - przyp. red.) doskonale bawiliśmy się, przenosząc tego typu historie na duży ekran. Chcieliśmy ponownie powołać do życia niektóre z tych opowieści oraz sprawić, aby także inni się bali, nie tylko oglądanych filmów, ale również samych twórców (śmiech). Potem przyszedł moment, kiedy trochę dorośliśmy i doszliśmy do wniosku, że kino służy też do innych celów niż tylko straszenie ludzi.
Czy byłby Pan w stanie wyznaczyć ten moment?
Nie można tego uchwycić i przeprowadzić jakiejś konkretnej granicy. Przychodzi taki wiek, w którym posiadasz już pewne życiowe doświadczenie. Rodzą się twoje dzieci i uczysz się odpowiedzialności. Zastanawiasz się wtedy nad tymi milionami, którymi dysponujesz. Myślisz sobie, że dzięki nim mógłbyś wybudować szpital albo szkołę, zamiast kręcić jakieś głupie filmy... (śmiech). Dlatego też w pewnym momencie postanowiliśmy zacząć tworzyć znacznie bardziej dojrzałe kino.
Przyznaje Pan, że o niektórych swoich filmach najchętniej by zapomniał, np. o „Szatańskim Balsamusie”. Czy to wynika z innego spojrzenia na kino, świat, a może raczej nie udało się w nich wyrazić tego, co zostało założone w trakcie realizacji tych projektów?
W większości są to obrazy eksperymentalne, które zostały zrealizowane jeszcze w latach 60. Celem tych filmów było pozostanie w opozycji do wielkich klasycznych reżyserów i próba, nazwijmy to, zniszczenia czy też zanegowania dotychczasowych osiągnięć kina. Zrobione zostały dla zwykłej prowokacji. Chciałem w jakiś sposób się przebić i stać się bardziej rozpoznawalny. W tym przypadku mówimy o czymś, co można by określić mianem „kina ideologii”, które nie płynie prosto z serca i w założeniu nie ma komunikować jakichkolwiek emocji. Dlatego teraz neguję tamte filmy, ponieważ na przestrzeni lat zmieniła się w tej kwestii moja perspektywa widzenia.
Czy wspomniane „kino ideologii” wniosło coś do Pańskiego późniejszego dorobku?
Nie sądzę, ponieważ nie jestem już nawet w stanie ponownie obejrzeć tych filmów. Nie lubię zbytnio mojej osoby z tamtego okresu. Nie mogę sobie wręcz wyobrazić, że mogłem taki być, a obrazy, o których teraz mówimy, za bardzo mi o tym przypominają...
Odniosłem wrażenie, że w „Szkolnej wycieczce”, jednym z Pańskich najważniejszych filmów, wątek dotyczący relacji obojga opiekunów niektórym kojarzyć się może z trochę zmienioną wersją „Pięknej i bestii”. Chciałem zapytać, czy w życiu również wierzy Pan w takie bajkowe zakończenia?
Ludzie wielokrotnie czują się absolutnie oczarowani, kiedy oglądają jakiś film. Doskonale zdają sobie jednak sprawę, że bardzo często to, co przed chwilą zobaczyli, nie miało prawa się wydarzyć. Kino jest sztuką kłamstwa, ale dziwnym trafem wszyscy świetnie się w tym odnajdują i nikomu nie przeszkadza bycie oszukiwanym. Razem z przyjaciółmi uwielbialiśmy chodzić na amerykańskie filmy z „happy endem”, chociaż wiedzieliśmy, że najwięksi reżyserzy, jak John Ford czy Frank Capra byli jednocześnie największymi kłamcami.
Pan też jest kłamcą?
Tak.
Jednak w kinie Pupi Avatiego wiele jest opowieści o czasach minionych, które osadzone zostały w Pańskiej rodzinnej miejscowości - Bolonii. W związku z tym niektórzy sądzą, że mamy do czynienia z obrazami na poły autobiograficznymi.
W swoich filmach często wykorzystuję własne wspomnienia. Lubię jednak zmieniać bieg historii. Wolę opowiadać tak, jakbym chciał, aby coś się potoczyło. Czasami bywa zabawnie, kiedy ktoś zauważy pewien fakt biograficzny i dzwoni przytakując, że inne wymyślone przez ciebie sytuacje także miały miejsce. Przypomina to trochę pisanie autobiografii, w której opisujesz siebie jako kogoś lepszego niż w rzeczywistości jesteś. Możesz pominąć pewne niemiłe wspomnienia i pozostać tylko przy tych pięknych, gdzie wszystko łącznie z twoją osobą wydaje się wspaniałe. Każdy przecież lubi widzieć się w lepszym świetle. Dlatego nieprzypadkowo miejscem akcji wielu opowiadanych przeze mnie historii jest Bolonia, w której spędziłem pierwsze trzydzieści lat mojego życia. Dzieciństwo i młodość kreują twoją przyszłość i na zawsze naznaczają cię jako człowieka. Przed tymi doświadczeniami nie można uciec, a wszystko, czego kiedykolwiek zaznałem, wiąże się z moją rodzinną miejscowością. Właśnie tam się urodziłem, przeżyłem pierwszą miłość i poznałem swoich przyjaciół. W tym miejscu po raz pierwszy zobaczyłem życie i śmierć. W Bolonii wziąłem ślub i przyglądałem się, jak na świat przychodzą moje dzieci. Tutaj odkryłem muzykę i pracowałem, sprzedając mrożone ryby, a później nawet damską bieliznę. Swoją przygodę z kinem również rozpocząłem mieszkając w rodzinnej miejscowości. Po wyjeździe z Bolonii przez następne czterdzieści lat mieszkałem w Rzymie, ale niestety w tym okresie nic ciekawego już się nie wydarzyło.
Czyli realizacja kolejnego projektu jest jak gdyby powrotem w tamte strony?
Za każdym razem, kiedy kręcę film, czuję się tak, jakbym pisał miłosną nowelkę, którą wysyłam z dedykacją do kilku ludzi żyjących w Bolonii. Co prawda nigdy nie dostaję żadnej odpowiedzi, ale podoba mi się sam pomysł, że mógłbym w ten sposób kogoś stamtąd zadziwić albo zaskoczyć. Lubię sobie wyobrazić, że dziewczyna, która wtedy mnie nie chciała, ogląda teraz jeden z moich filmów i zaczyna żałować swojej decyzji. W takim momencie zawód reżysera nabiera jakiegoś sensu. Fakt ten w zupełności wystarcza, aby mieć motywację do realizacji kolejnego obrazu. Sam pan teraz widzi, jakie to wszystko jest ohydne (śmiech).
Gra Pan na klarnecie i jest wielkim miłośnikiem jazzu. Oprócz tego dwa spośród Pańskich filmów są portretami dwóch wielkich twórców w dziedzinie muzyki: Bixa Beiderbecke'a („Bix”) oraz Mozarta („Nas troje”). Skąd wybór wspomnianych kompozytorów na bohaterów i jaką rolę odgrywa muzyka w Pana życiu?
Wspomniane filmy są przede wszystkim opowieściami o młodzieniaszkach, którzy w swoim życiu pozostali zawieszeni pomiędzy dzieciństwem a starością. Zarówno „Bix”, jak i „Nas troje” stanowią próbę uchwycenia tego momentu. Bezapelacyjnie w obu przypadkach mamy do czynienia z prawdziwymi geniuszami, ale chodziło również o historię o dużych chłopcach, którzy umarli w bardzo młodym wieku i już nigdy nie zdążyli wydorośleć. Oczywiście nie bez znaczenia pozostaje fakt, że muzyka wiąże się z najpiękniejszą częścią mojego życia. Do dzisiaj bardzo chciałbym być jazzmanem, ale nigdy nie posiadałem aż tak wielkiego talentu. Odwołując się do własnych doświadczeń zrealizowałem film na poły autobiograficzny pt. „Kiedy pojawią się dziewczyny?”. Opowiedziałem tam historię niezbyt uzdolnionego muzyka o imieniu Gianca, który zazdrości swojemu utalentowanemu koledze Nickowi. Właśnie z tego powodu postanowiłem w pewnym momencie mojego życia zrezygnować z tej pasji, ponieważ kochałem muzykę, ale zdałem sobie sprawę, że miłość ta nigdy nie zostanie odwzajemniona.
Na zakończenie chciałbym zapytać o Pańską przyjaźń z wielkim już nieobecnym, Federico Fellinim. Jak Pan wspomina tę postać jako człowieka i jako filmowca?
Jestem prezesem Fundacji im. Federico Felliniego, która ma swoją siedzibę w jego rodzinnym mieście, Rimini. Przyjaźniliśmy się w ostatnich latach jego życia, kiedy nie był już w stanie produkować swoich filmów. Ludzie na widok Felliniego krzyczeli „Maestro!” i wymieniali wszystkie najważniejsze nakręcone przez niego filmy: „Amarcord”, „Słodkie życie”, „Osiem i pół”, ale nikt nie wspominał o tych obrazach, które były tworzone tuż przed śmiercią. Bardzo cierpiał, że podoba się tylko ze względu na swoje dawne osiągnięcia, a teraźniejsze dokonania nie są w ogóle zauważane. Patrzyłem na moment największego upadku jednego z najważniejszych reżyserów w historii kina europejskiego, jeżeli nie światowego. Towarzyszyłem Felliniemu w tych ciężkich chwilach. Wspólnie przeżywaliśmy tę izolację, w której go pozostawiono. Dostałem wtedy bardzo ważną lekcję życia. Nie nauczyłem się już robić kina od Felliniego, ale najprawdopodobniej zdałem sobie sprawę, w jaki sposób należy pojmować sukces. Istnieje w końcu też druga, znacznie gorsza, strona medalu. Bolesne jest dla człowieka uzmysłowienie sobie, że ze wszystkiego zostaniemy kiedyś rozliczeni i nie wiadomo, jak wielką cenę przyjdzie nam w ostateczności zapłacić. Przyjaźń z Federico Fellinim była przede wszystkim lekcją życia... (10. LAF w Zwierzyńcu 2009, wywiad przeprowadził Kamil Kościelski)
Biogramy:
Pupi Avati – reżyser
Pupi Avati jest wybitnym reżyserem, scenarzystą i producentem filmowym, nagradzanym na licznych festiwalach (Wenecja, Berlinale, Cannes). Urodził się w 1938 roku w Bolonii i tam ukończył politologię. Po pokazie „Osiem i pół” Felliniego postanowił zostać reżyserem. Jego pierwszymi filmami były tanie horrory, które jednak wyróżniały się na tle tego typu seryjnej produkcji naddatkiem metafizyki i staranną oprawą wizualną („Szatański Balsamus”, 1968; „Dom o śmiejących się oknach”, 1975; „Zeder”, 1983). Spod jego ręki wyszło również kilka filmów o tematyce muzycznej („Bordella”, 1976 – jej rozpowszechnianie zostało wstrzymane wyrokiem sądowym; „Jazz Band”, 1978; fabularyzowana biografia słynnego jazzmana Bixa Beiderbecka - „Bix, 1991; opowieść o młodych latach Mozarta - „Nas troje”, 1984), bowiem drugą wielką pasją Avatiego jest muzyka (gra na klarnecie). Od lat 80. uważany jest za jednego z czołowych włoskich reżyserów filmowych. Wtedy właśnie ugruntował swoją pozycję filmami: „Szkolna wycieczka” (1983), „Dzień rozdania dyplomów” (1985), „Historia o chłopcach i dziewczętach” z 1989 roku (nagroda David di Donatello za najlepszy scenariusz, nominacja dla najlepszego reżysera 1990). Ostatnich kilka lat przyniosło takie obrazy Avatiego, jak: „Serce gdzie indziej” (David di Donatello dla najlepszego reżysera 2003, nominacja do Złotej Palmy w Cannes), „Świąteczny rewanż” (nominacja do David di Donatello dla najlepszego reżysera 2004), „Druga noc poślubna” (nominacja do Złotego Lwa 2005 na MFF w Wenecji) i „Ojciec Giovanny” (nominacja do Złotego Lwa, nagroda Złote Lwiątko na MFF w Wenecji 2008). W 2010 roku Avati, oprócz „Długiego dzieciństwa”, nakręcił także „Młodszego syna”. Natomiast z 2011 roku pochodzi jego ostatni obraz, nominowany do nagrody Marc Aurelio na MFF w Rzymie, „Il cuore grande delle ragazze”. Filmy Avatiego to zwykle dramaty obyczajowe połączone z refleksją moralną, spowite aurą nostalgii i dyskretnego humoru. W wielu z nich wystąpił ulubiony aktor Avatiego – charyzmatyczny Carlo Delle Piane. Żaden z filmów reżysera nie trafił dotąd do dystrybucji w Polsce.
Fabrizio Bentivoglio – Lino
Fabrizio Bentivoglio urodził się w 1957 roku w Mediolanie. We wczesnej młodości grał we włoskim klubie piłkarskim Inter. Jednak ze względu na kontuzję przerwał karierę sportową i zaczął uczęszczać do szkoły teatralnej Piccolo Teatro di Milano. Ma bogate doświadczenie sceniczne. Debiutował w 1978 w tragedii Szekspira „Tymon Ateńczyk”. Potem występował m.in. w „Skąpcu” Moliera (1981), „Prawdziwej historii” Italo Calvino (1982), „Włochy-Niemcy 4-3” (1987) i operze „La guerra vista dalla luna” (1995). Jego pierwszą rolą filmową był komisarz „Rick” Riccardo w dramacie kryminalnym „Niebioskooki bandyta” (1980), gdzie wystąpił u boku Franco Nero. Potem zagrał w adaptacji „Damy Kameliowej” z Isabelle Huppert, „Śmierci w Watykanie” (1982) z Terence’em Stampem, „Kobiecie cudów” (1985) z Claudią Cardinale i Benem Gazarrą, niezależnej produkcji „Regina” (1987), dramacie „Rebus” (1989) z Charlotte Rampling i wielu innych filmach. Rola Pietro De Leo w romansie „Rozdarta dusza” (1993) przyniosła mu Puchar Volpiego na MFF w Wenecji. Za postać prawnika Giorgio Ambrosoli, który przeprowadził likwidację banku Privata Finanziaria w dramacie Michele Placido „Zwyczajny bohater” (1995) odebrał nagrodę dla najlepszego aktora na MFF w Montrealu. Dwukrotnie został uhonorowany nagrodą Davida di Donatello dla najlepszego aktora: jako Piero Nava - komiwojażer występujący przeciwko sycylijskiej mafii w „Naocznym świadku” z 1996 roku oraz jako Antonio w „Straconej miłości” (1998). W 2003 roku Bentivoglio partnerował Monice Bellucci w komedii romantycznej „Zapamiętaj mnie” („Ricordati di me”, reż. Gabriele Muchino). Został także doceniony przez krytyków jako reżyser komedii biograficznej „Zapomnij, Johnny!” („Lascia perdere, Johnny!”, 2007) z Valerią Golino, zdobywając nominację do nagrody Davida.
Francesca Neri – Francesca
Urodziła się w 1964 roku w Trydencie. Jest córką aktorki Rosalby Neri, można więc powiedzieć, że aktorstwo ma we krwi. Nic zatem dziwnego, że kształciła się w Centro Sperimentale di Cinematografia w Rzymie. Przygodę z filmem rozpoczęła w 1987 roku („Il Grande Blek”). Występowała w wielu włoskich filmach, ale prawdziwą sławę przyniosła jej współpraca z hiszpańskimi reżyserami. W 1990 roku zagrała tytułową rolę w skandalizującym filmie „Lulu" Bigasa Luny. W 1993 roku Carlos Saura powierzył Francesce główną rolę w „Zniewadze!”, gdzie partnerował jej Antonio Banderas. W 1997 zagrała Elenę w „Drżącym ciele" Pedro Almodovara (nagroda włoskiego związku krytyków filmowych dla najlepszej aktorki), zaś w 2001 roku wystąpiła u boku Anthony Hopkinsa i Julianne Moore w „Hanibalu” Ridleya Scotta. „Długie dzieciństwo” jest trzecim wspólnym filmem Neri i Pupi Avatiego. W 2007 można ją było zobaczyć w jego „Kolacji z nieznajomą” , a rok później w „Ojcu Giovanny”. Francesca zajmuje się też produkcją filmową („Melissa P.”, 2005; „Witaj, smutku”, 2008). Prywatnie jest związana z Claudio Amendolą i ma syna Rocco.