PRZY ZAMKU - OPINIE

Rewelacyjny widok z okien. Duże smaczne dania. I bardzo przystojni kelnerzy.. Polecam

Polecam serdecznie, świetna kuchnia,piekny wystrój i fachowa obsługa, kelnerzy naprawde wiedzą co w duszu klientowi gra. No ale żeby nie było tak milutko to musze sie z przykroscia poskarżyć na atmsfere miejsca,troszkę sztywno i zbyt formalnie jak na miejsce gdzie człowiek powinnien zapomnieć o mękach codziennego dnia i zatopić sie w wykwintnych potrawach i atmosferze wyjątkowosci miejsa. Pozdrawiam kucharzy ,ludzi dobrej roboty!!!

Wiekszosc recenzji pisana jest chyba przez wlascicieli... przynajniej tych pozytywnych.
Moja historia - mialem gosci z Indii i potrzebowalem restauracji wegetarianskiej, ale nie tylko zeby inni tez cos dla siebie znalezli. Osoba z ktora rozmawialem (najwyrazniej wlasciciel) na pytanie o dania wegetarianskie zareagowala dosc obcesowo - "co? mam panu karte podyktowac?".
Nie moge powiedziec zeby kelnerzy sie nie starali, ale nastroj jest tam raczej morowy. Wyglada to jakby jakis nowobogacki wlasciciel trzymal wszystko i wszystkich za mordy.
Jedzenie OK, ale miejsca nie polecam - jest duzo restauracji z takim jedzeniem i wystrojem w Warszawie, a po tej nie pozostaly mi jakies specjalnie mile wspomnienia.

CO ZA BZDETY, NABURMUSZENI WŁAŚCICIELE KRZĄTAJĄCY SIĘ PO RESTAURACJI, STRESUJĄCY KELNERÓW, A DO TEGO MENADŻER LATAJĄCY JAK RAKIETA, JEDZENIE I OWSZEM BARDZO DOBRE, OBSŁUGA SZYBKA I MIŁA ALE ATMOSFERA NERWOWA

jedzenie jest nieziemskie, a szczególnie Płonące naleśniki. Pyszne. Wierzcie mi. Obsługa zainteresowana gościem w 100%. A do tego bardzo przystojni kelnerzy. Polecam szczerze. Zapraszam.

Coś wspaniałego! Stare Miasto, a ceny całkiem rozsądne - tj. w karcie znajdzie się coś na każdą kieszeń. Jeśli ktoś chce zaszaleć to jest i kawior astrachański na lodzie - za 100 PLN - ale są i sałatki po 18 PLN, a dania głóne: od 30 do 70 PLN. Kuchnia polska i staropolska, juz same nazwy potraw brzmią smakowicie. Na słowa uzannia zasługują desery: szarlotka, puchar lodów, płonące naleśniki z owocami. Te ostatnie są podawane z kulkami lodów, owocami, sosem czekoladowym i kostką cukru, która po podlaniu alkoholem i podpaleniu, płonie zmieniając się powoli w chrupki karmelek.
Bardzo ładny wystrój - nawiązujący trochę do polskiego dworku: poroża, wypchany łeb dzika, klockowe firanki w oknach... bardzo ciepło, kameralnie i miło. Panowie kelnerzy umieją doradzić w wyborze dań, mówią po angielsku, więc można śmiało zaprosić tam cudzoziemca na business lunch. IdĽcie, posmakujcie i powiedzcie o tym miejscu swym przyjaciołom - warto.

Do restauracji trafiłam przypadkiem - szukałam przyjemnej, niedużej restauracyjki, gdzie można by było napić się grzanego wina i ewentualnie coś zjeść; poza tym restauracja miała być tak położona, by moim przyjaciółkom dojeżdżającym z rozmaitych stron Warszawy było tam po drodze. Wybór padł na Stare Miasto,no i... był to jeden z najlepszych wyborów. Wprawdzie grzanego wina nie dostałyśmy, ale szybko zaproponowano nam herbatę z rumem. Też rozgrzewa i to skutecznie! Menu powinno zadowolić i tych, co bez mięsa nie wyobrażają sobie posiłku i tych, co doskonale się bez niego obejdą. Jak na Stare Miasto (gdzie restauratorzy życzą sobie takie ceny za najprostsze dania, że człek popada nad menu w baranie osłupienie)ceny w karcie nie są wygórowane - na każdą kieszeń, od prostych sałatek w cenie 18 PLN(naprawdę duże porcje), zup (10 - 15 PLN), aż po pyszne dania główne (od 30 do 70 PLN). W menu figuruje także kawior astrachański na lodzie, ale obawiam się, że na ten cymes stać tylko mocno majętnych (110 PLN). Uwaga - do rachunku powyżej 50 PLN doliczane jest automatycznie 10% serwisu!
Restauracja specjalizuje się w daniach z kuchni polskiej i staropolskiej. Nie próbowałam szynki z dzika, ani udĽca z sarny (bo i takie specjały tam mają), ograniczajac się do sałatki z tuńczyka (porządne kawałki rybki, a nie okruchy - mniam!) i do wspaniałego deseru jakim są płonące naleśniki z owocami. Naleśniki były podane ze świeżymi owocami (bardzo dobrze! z mrożonki czy z kompotu, to już nie to...)i kulkami lodów, zdobne w esy-floresy z sosu czekoladowego, a na brzegu talerza paliła się nasączona alkoholem kostka cukru, zmieniając się powoli w smakowity karmel... Pychota! Równie dobre były same lody z owocami w pucharku - przyozdobione puchatą czapą śmietany i waflowymi rurkami. Koleżanka natomiast piała z zachwytu nad swoją porcją szarlotki.
Obsługa przemiła, wnętrze lokalu - nieco mroczne, trochę stylizowane na dworek polski (ze ścian spoglądają wypchane łby jelenia i dzika), ale bardzo przytulne. Jeżeli jeszcze Państwa tam nie było - idĽcie, zobaczcie, posmakujcie, opiszcie.